wtorek, 25 września 2007

Moda na wieżowce

Na rynku nieruchomości kilkudziesięciometrowe (i wyższe!) budynki są coraz bardziej popularne. Wystarczy wymienić „Horyzont” i BigBoyBuilding na Przymorzu, Centralpark Gdańsk na Morenie, Quattro Towers we Wrzeszczu czy też pomysły budowy wysokiego hotelu w pasie nadmorskim. W jaki sposób budowle mające pomieścić tysiące mieszkańców wpłyną na otoczenie?

W artykule „Kosmiczna budowa nad Motławą” (Gazeta Wyborcza Trójmiasto z 18 sierpnia br.) pojawiła się informacja o propozycji budowy 70 metrowego wieżowca w projekcie, który wygrał konkurs organizowany przez Invest Komfort na zagospodarowanie terenów dawnej fabryki Elmor. Chciałabym zauważyć, iż obecnie obowiązujący plan zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu (Śródmieście - Stara Stocznia, uchwała RMG nr LI/1514/2002 z dnia 11 lipca 2002 r.) określa maksymalną dozwoloną wysokość na 20 metrów, przy czym dla większości terenów na tym obszarze maksymalna wysokość waha się między 10 a 15 m.

W kwietniu br. Rada Miasta Gdańska podjęła uchwałę o przystąpieniu do sporządzenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego Śródmieście – Stara Stocznia II, której celem jest modyfikacja obowiązującego planu. Nie jest jednak przesądzone, że tak wysoka dominanta zostanie w tym miejscu dopuszczona. W moim przekonaniu nie powinno być dyskusji co do lokalizacji drapaczy chmur na terenach tzw. Młodego Miasta. Jest to idealne miejsce do wprowadzenia w Gdańsku nowoczesnej architektury, wysokościowców i stworzenia nowoczesnej, pełnej życia nowej dzielnicy. Trzeba się jednak poważnie zastanowić, czy budowa wieżowca u wejścia na Główne Miasto od strony Motławy, witającego wpływających do Gdańska żeglarzy, nie pogorszy widoku pięknego nabrzeża Motławy z Żurawiem i wieżą Bazyliki Mariackiej. Problem wysokościowców powinien zostać poddany rzetelnej debacie samorządowców, architektów i wszystkich mieszkańców Gdańska zainteresowanych problemem.

Dotąd zastanawiano się nad budową wieżowców na terenie Głównego Miasta i w jego okolicy, ale nie podejmowano problemu ich budowy w innych częściach miasta. Nawet Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego Miasta Gdańska nie zawiera tego typu analizy. Tymczasem na rynku nieruchomości kilkudziesięciometrowe (i wyższe!) budynki są coraz bardziej popularne. Wystarczy wymienić „Horyzont” i BigBoyBuilding na Przymorzu, Centralpark Gdańsk na Morenie, Quattro Towers we Wrzeszczu czy też pomysły budowy wysokiego hotelu w pasie nadmorskim, wieżowców przy ulicach Piekarniczej czy Warneńskiej. Powstaje pytanie, w jaki sposób budowle mające pomieścić tysiące mieszkańców, wpłyną na otoczenie?

Nie ma wątpliwości, że tam, gdzie już teraz mamy do czynienia z wieżowcami – np. na gdańskim Przymorzu czy w niektórych częściach Moreny – nowe wysokościowce nie wpłyną znacząco na krajobraz. Jednak mogą pogorszyć i tak trudną sytuację komunikacyjną. Wydaje się zasadnym nakłonienie inwestorów do ponoszenia części kosztów rozbudowy układu drogowego, o ile projektowana przez nich inwestycja rzeczywiście pogarsza warunki komunikacyjne. To samo dotyczy zapewnienia odpowiedniej ilości miejsc parkingowych i terenów rekreacyjno-sportowych. Nie można dopuścić do tworzenia kolejnych betonowych pustyń, których nowi mieszkańcy po oddaniu inwestycji do użytku zwrócą się właśnie do władz miasta o zapewnienie ich otoczeniu niezbędnych przecież warunków.

Autorem artykułu jest Agnieszka Owczarczak

piątek, 21 września 2007

Marek Budzyński

Jest jednym z najbardziej utytułowanych współczesnych polskich architektów. Jego projekty szczególne piętno odcisnęły na Warszawie. Dziś trudno wyobrazić sobie stolicę, nie tylko bez BUWu, czy gmachu Sądu Najwyższego, ale – być może przede wszystkim – założeń urbanistycznych Ursynowa. Równie głośne co realizacje Budzyńskiego, są projekty niezrealizowane – takie jak Świątynna Opatrzności na Wilanowskich błoniach, czy ambasada Polski w Berlinie.

Przyglądając się losom architektury Budzyńskiego można wydzielić trzy zasadnicze etapy jego kariery. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych jego najważniejsze projekty były realizowane, ale psute przez wykonawców. W dwudziestym pierwszym wieku okazał się nieco zbyt nowatorski, jak na wrażliwość polskich decydentów. Idealne sprzężenie myśli architekta i czynników zewnętrznych udało się – w zasadzie – tylko raz i dało Warszawie jeden z najpiękniejszych budynków. O gmachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego Budzyński mówił:

"Sam koncept w projektowaniu architektury jest jednak tylko niewielką częścią procesu, który kończy się, gdy do gotowego budynku wchodzą jego użytkownicy. Wcześniej wydarza się ogromna ilość spraw międzyludzkich. I nigdy nie doświadczyłem takiego stężenia dobrej woli, jak podczas powstawania BUW-u. Począwszy od władz państwowych, prezydenta miasta, władz Uniwersytetu, po inwestorów, wykonawców, bibliotekarzy. Myślę o nich jak o współtwórcach projektu. Ogromna ilość pozytywnych, wspólnotowych zdarzeń zaowocowała tym, czym Biblioteka jest dzisiaj." [źródło]

Właśnie świadomość związku architektury ze środowiskiem społecznym, jej swoistej "międzyludzkości", wyróżnia architekturę Budzyńskiego. Nie tylko najnowsze warszawskie dziecko Budzyńskiego – BUW – żyje wraz z miastem.

Trzydzieści lat po tym jak na Ursynów wprowadzili się pierwsi mieszkańcy, osiedle – niegdyś przedstawiane jako archetyp bezdusznej sypialni – tętni życiem i pozostaje jedną z najmodniejszych dzielnic stolicy. Gdy powstawał, wiele z założeń opracowanych przez Budzyńskiego nie było realizowanych – nie powstały kina, teatry, kawiarnie i ciągi handlowe, które miały uczynić z Ursynowa samodzielne -- i przyjazne człowiekowi -- miasto w mieście. Dopiero przełom roku 89 i otworzenie linii metra (od początku wpisanej w projekt), uwolniły potencjał założeń urbanistycznych Budzyńskiego. „Pustynia”, do tej pory tylko gdzieniegdzie upstrzona absurdalnymi kombajnami handlowo-usługowymi pokroju "Megasamu" (o którym krążą legendy, że był zaprojektowany nie przez architekta, a przez kogoś z partyjnej wierchuszki), zapełniła się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Projekt Ursynowa broni się dziś doskonale, nawet – a może zwłaszcza – na tle współcześnie projektowanych osiedli. W przeciwieństwie do „nowoczesnych” grodzonych osiedli, stanowi żywy organizm, współtworzący tkankę miasta.

Wyzwolony z ograniczeń jakie narzucał architektom PRL (gierkowska wielka płyta!)Budzyński zaczął projektować odważnie i bezkompromisowo, choć wciąż – można by rzec – „antropocentrycznie”. W jego projektach z lat dziewięćdziesiątych i początku obecnego stulecia, poza widocznym już na Ursynowie aspektem społecznościotwórczym, silnie akcentowany jest kontekst kulturowy i ekologiczny człowieka. Aby dostrzec te dominanty wystarczy rzut oka na gmach Biblioteki Uniwersyteckiej, której fasada ozdobiona jest brązowymi księgami reprezentującymi rozmaite kody kultury, dach zaś przemieniony w ogród.

Kolejne projekty charakteryzują się jeszcze większym rozmachem i odważniejszą symboliką. W szerszym zakresie realizują też głoszony przez Budzyńskiego postulat symbiozy człowieka – a więc i architektury – z przyrodą.

Najdalej we wszystkich tych kierunkach posunął się projektując Świątynię Opatrzności. Punktem centralnym kompleksu miał być zwieńczony szklanym świetlikiem kopiec, który skrywałby w sobie właściwą świątynię. Ale w wizji Budzyńskiego znalazło się miejsce i dla replik dwóch ludowych kościółków, jeziora z posągiem Chrystusa , oraz drugiego kopca – kalwarii. [wizualizacja] Projekt wygrał konkurs, jednak okazał się zbyt kontrowersyjny i – w rezultacie – po długiej i burzliwej debacie publicznej, odstąpiono od jego realizacji na rzecz projektu mniej ekstrawaganckiego.

Więcej szczęścia miał Budzyński w Białymstoku, gdzie właśnie trwa budowa kompleksu Opery Podlaskiej według jego projektu. Złośliwi, niechętni estetyce architekta, twierdzą, że nie mogąc usypać kurhanu w Warszawie, przeniósł go na prowincję. W istocie – oba projekty wiele łączy. Po pierwsze: dominująca rola zieleni – prostą bryłę białostockiej opery przykryje trawa i bluszcz. Po drugie: harmonijne połączenie „ludzkiej” geometryczności takich elementów architektonicznych jak kolumnada, z organiczną falistością powierzchni „oddanych naturze” . Po trzecie, wreszcie: nagromadzenie odważnej symboliki – dla jednych zbyt eklektycznej, dla innych nieco zanadto ostentacyjnej. [wizualizacja]

Czy i tym razem architektura Budzyńskiego – jak w wypadku BUW, gmachu warszawskiego sądu, czy wreszcie Ursynowa – doprowadzi do „pozytywnych wspólnotowych zdarzeń”, które uczynią z Opery wizytówkę Białegostoku? I co ważniejsze – czy opera zrośnie się z miastem przynajmniej tak jak ze swoim trawiastym dachem? Zobaczymy – pierwsza premiera planowana jest na koniec 2008 roku.

niedziela, 16 września 2007

Friedensreich Hundertwasser

Friedensreich Hundertwasser, właściwie Friedrich Stowasser urodził się 15 grudnia 1928 w Wiedniu, a zmarł 19 lutego 2000 roku.

Ten jeden z najbardziej kontrowersyjnych twórców minionego stulecia, nazywany był „królem o pięciu skórach”. Według Hundertwassera każdy człowiek ma pięć skór: skórę naturalną, ubranie, dom, środowisko społeczne i planetę, które odkrywa w poszczególnych etapach swojego życia.

W roku 1953 po raz pierwszy w pracach Hundertwassera pojawia się charakterystyczny element jego późniejszej twórczości, mianowicie spirala. Friedensreich Hundertwasser nienawidził linii prostej, uważał ją za niemoralną i bezbożną, co wiele razy podkreślał w swoich przemówieniach, manifestach i happeningach. Hundertwassera używał bardzo niekonwencjonalnych i radykalnych metod do zilustrowania swoich poglądów, co spotykało się często z zupełnym brakiem zrozumienia i ostrą krytyką.

W jednym ze swoich manifestów: „Prawo Twojego okna – Twój obowiązek wobec drzewa”, Hundertwasser zwracał się do ludzi kreatywnych: Masz prawo kształtować swój własny gust, tak daleko jak sięga Twoja ręka, Twoje okno czy fasada. Artysta uważał, że ulice i dachy powinny być zadrzewione, ponieważ w miastach powinna być możliwość oddychania powietrzem z lasów. Uważał, że człowiek powinien żyć w zgodzie z naturą. [źródło]

Rada miejska Wiednia zwróciła się do Hundertwassera z prośbą o wybudowanie domów komunalnych na rogu Lowegasse. Wcześniej Hundertwasser często malował domy, które później znajdowały odzwierciedlenie w rzeczywistości. Charakterystyczne elementy architektury Hundertwassera to przede wszystkim: nieregularnie umiejscowione okna, barokowe kolumnady, kopuły, kolorowe mozaiki, a także obowiązkowa obecność roślinności w przestrzeniach architektonicznych. W jego domach każde mieszkanie miało inny kolor, każde było odrębną, niezależną częścią całości. W budynku, oprócz mieszkań, znalazły się także: gabinet lekarski, pralnia, sala zabaw dla dzieci, sklepy, restauracja, kawiarnia i oczywiście tarasy leśne, a także ogród zimowy. Każdy dom liczył 50 mieszkań. Dzień otwarcia domów stworzonych przez Hundertwassera zaplanowano na 8 września 1985 roku. Już pierwszego dnia w kolejce do zwiedzania ustawiło się 70 000 chętnych. Dom ów stał się symbolem postmodernistycznego Wiednia.

Przez kolejne 15 lat Hundertwasser wykonał około pięćdziesięciu projektów, z czego połowa została zrealizowana.Oprócz budynków mieszkalnych Hundertwasser na swoim koncie ma projekt spalarni śmieci i miejskiej ciepłowni w Spittelau (1988-1992). Ciekawostką jest fakt, iż poziom dwutlenku węgla, który uwalnia elektrownia, wynosi zaledwie 0,1g na rok. Zainteresowanie technologiami ekologicznymi i energooszczędnymi spowodowało, że jego projekty powstawały w oparciu o firmy posiadające odpowiednie materiały budowlane, jak YTONG i SILKA firmy Xella.

W grudniu 1999 roku połączono na lini wschód-zachód miasta Uelzen i Stendal. Wilheliamski dworzec i perony z 1888 roku zostały gruntownie przeprojektowane przez Friedensreicha Hundertwassera. Celem było stworzenie obiektu atrakcyjnego artystycznie i funkcjonalnego ekologicznie.

Niesamowitym projektem Hundertwassera była wioska w Blumau, we wschodniej Styrii. Otwarta została 10 maja 1997 roku. Praca nad tym projektem trwała 7 lat. Wioska jest przykładem idealnej harmonii między człowiekiem a naturą. Ma powierzchnię 35 hektarów, 250 pokoi, 2 baseny, 5 łaźni termalnych. Miejsce do spacerów znajduje się na terenie całego kompleksu, łącznie z trawiastymi dachami. W Blumau znajduje się 5 typów domów: dom-kopiec, dom z trawiastym dachem, dom-fosa, dom-taras oraz dom-łąka. W marcu 1998 Hundertwasser otrzymał nagrodę zasług specjalnych dla turystyki przyznawaną przez Związek Niemieckich Dziennikarzy Turystycznych. [źródło]

Dom fundacji Ronald McDonald w Grugapark w Essen był ostatnim projektem Friedensreicha Hundertwassera. Faliste kształty, bogactwo kolorów, naturalne zaokrąglenia, łąka na dachu. Wygląda, jakby dosłownie wyrósł pośród niewielkich zielonych pagórków. Dom Ronald McDonald jest jednak dziełem ludzkiej ręki. Do jego budowy użyto materiałów SILKA i YTONG.

Pomysł połączenia działalności fundacji Ronald McDonald z wyrafinowaną estetyką Hundertwassera narodził się w roku 1999, gdy Manfred Welzel, dyrektor niemieckiej McDonalds Kinderhilfe zobaczył projekty architektoniczne Hundertwassera. Welzel spytał artystę, czy byłoby możliwe zbudowanie takiego domu w Essen, który następnie sam wybrał spośród wielu propozycji Grunapark jako lokalizację. Hundertwasserowi spodobało się przypominające krater ukształtowanie terenu. Chronione położenie odpowiadać miało potrzebom rodzin szukających azylu i poczucia bezpieczeństwa.

Wśród firm wspierających realizację projektu Hudnertwassera znalazła się również Xella. Gdy Jan Buck Emden, ówczesny dyrektor Xella Kalksteine GmbH, dowiedział się na jednej z imprez dobroczynnych o planach wybudowania domu przy Klinice Uniwersyteckiej w Essen, spontanicznie obiecał fundacji Ronald McDonald wsparcie w postaci materiałów budowlanych o wartości 10.000 euro. Połowę tej kwoty przeznaczono na bloczki SILKA a drugą połowę na bloczki YTONG – znakomite fundamenty dla domu, którego mury w całości wykonano z produktów Xella, produktów odzwierciedlających społeczne, ekologiczne i energooszczędne oczekiwania współczesnego społeczeństwa.

Można by pomyśleć, że postawienie takiego niezwykłego, cechującego się indywidualizmem domu było wyjątkowo skomplikowanym przedsięwzięciem. W końcu indywidualność nie jest głównym wyróżnikiem bloczków budowlanych, które nie są ani nierówne, ani kolorowe a wprost przeciwnie – perfekcyjnie wymierzone i jednakowe. Bloczki YTONG i SILKA udowodniły jednak, że można z nich zbudować nawet „krzywe” domy, nawet łącząc je w autorskim Systemie 20 cm Xella.

Ostatni projekt Friedensreicha Hundertwassera wykonany z materiałów Xella na pewno przejdzie do historii. Ten niezwykły i radośnie kolorowy dom powstał jednak z bardzo poważnego powodu. Jest on tymczasowym miejscem pobytu dla rodzin ciężko chorych dzieci leczonych w Klinice Uniwersyteckiej w Essen. Fundacja Ronald McDonald stworzyła ten dom, wychodząc ze słusznego założenia, że w czasie choroby nic nie jest dzieciom potrzebne bardziej, niż bliskość i wsparcie rodziców oraz rodzeństwa. Fundacja prowadzi w Niemczech 15 takich domów, ale ten w Essen jest szczególny. Zamiast linii prostych dominują tutaj łuki i krzywizny a fasada przypomina nieregularną kolorową mozaikę. Każde ze 148 okien jest inne. Nawet podłogi nie są tutaj zupełnie płaskie - gdzieniegdzie ozdobiono je płytkami, które przedstawiają kałuże i liście. Nad budynkiem góruje wieża z pozłacaną kopułą, podkreślając, że oto mamy do czynienia z triumfem indywidualności, fantazji i kreatywności.