Jest jednym z najbardziej utytułowanych współczesnych polskich architektów. Jego projekty szczególne piętno odcisnęły na Warszawie. Dziś trudno wyobrazić sobie stolicę, nie tylko bez BUWu, czy gmachu Sądu Najwyższego, ale – być może przede wszystkim – założeń urbanistycznych Ursynowa. Równie głośne co realizacje Budzyńskiego, są projekty niezrealizowane – takie jak Świątynna Opatrzności na Wilanowskich błoniach, czy ambasada Polski w Berlinie.
Przyglądając się losom architektury Budzyńskiego można wydzielić trzy zasadnicze etapy jego kariery. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych jego najważniejsze projekty były realizowane, ale psute przez wykonawców. W dwudziestym pierwszym wieku okazał się nieco zbyt nowatorski, jak na wrażliwość polskich decydentów. Idealne sprzężenie myśli architekta i czynników zewnętrznych udało się – w zasadzie – tylko raz i dało Warszawie jeden z najpiękniejszych budynków. O gmachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego Budzyński mówił:
"Sam koncept w projektowaniu architektury jest jednak tylko niewielką częścią procesu, który kończy się, gdy do gotowego budynku wchodzą jego użytkownicy. Wcześniej wydarza się ogromna ilość spraw międzyludzkich. I nigdy nie doświadczyłem takiego stężenia dobrej woli, jak podczas powstawania BUW-u. Począwszy od władz państwowych, prezydenta miasta, władz Uniwersytetu, po inwestorów, wykonawców, bibliotekarzy. Myślę o nich jak o współtwórcach projektu. Ogromna ilość pozytywnych, wspólnotowych zdarzeń zaowocowała tym, czym Biblioteka jest dzisiaj." [źródło]
Właśnie świadomość związku architektury ze środowiskiem społecznym, jej swoistej "międzyludzkości", wyróżnia architekturę Budzyńskiego. Nie tylko najnowsze warszawskie dziecko Budzyńskiego – BUW – żyje wraz z miastem.
Trzydzieści lat po tym jak na Ursynów wprowadzili się pierwsi mieszkańcy, osiedle – niegdyś przedstawiane jako archetyp bezdusznej sypialni – tętni życiem i pozostaje jedną z najmodniejszych dzielnic stolicy. Gdy powstawał, wiele z założeń opracowanych przez Budzyńskiego nie było realizowanych – nie powstały kina, teatry, kawiarnie i ciągi handlowe, które miały uczynić z Ursynowa samodzielne -- i przyjazne człowiekowi -- miasto w mieście. Dopiero przełom roku 89 i otworzenie linii metra (od początku wpisanej w projekt), uwolniły potencjał założeń urbanistycznych Budzyńskiego. „Pustynia”, do tej pory tylko gdzieniegdzie upstrzona absurdalnymi kombajnami handlowo-usługowymi pokroju "Megasamu" (o którym krążą legendy, że był zaprojektowany nie przez architekta, a przez kogoś z partyjnej wierchuszki), zapełniła się niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Projekt Ursynowa broni się dziś doskonale, nawet – a może zwłaszcza – na tle współcześnie projektowanych osiedli. W przeciwieństwie do „nowoczesnych” grodzonych osiedli, stanowi żywy organizm, współtworzący tkankę miasta.
Wyzwolony z ograniczeń jakie narzucał architektom PRL (gierkowska wielka płyta!)Budzyński zaczął projektować odważnie i bezkompromisowo, choć wciąż – można by rzec – „antropocentrycznie”. W jego projektach z lat dziewięćdziesiątych i początku obecnego stulecia, poza widocznym już na Ursynowie aspektem społecznościotwórczym, silnie akcentowany jest kontekst kulturowy i ekologiczny człowieka. Aby dostrzec te dominanty wystarczy rzut oka na gmach Biblioteki Uniwersyteckiej, której fasada ozdobiona jest brązowymi księgami reprezentującymi rozmaite kody kultury, dach zaś przemieniony w ogród.
Kolejne projekty charakteryzują się jeszcze większym rozmachem i odważniejszą symboliką. W szerszym zakresie realizują też głoszony przez Budzyńskiego postulat symbiozy człowieka – a więc i architektury – z przyrodą.
Najdalej we wszystkich tych kierunkach posunął się projektując Świątynię Opatrzności. Punktem centralnym kompleksu miał być zwieńczony szklanym świetlikiem kopiec, który skrywałby w sobie właściwą świątynię. Ale w wizji Budzyńskiego znalazło się miejsce i dla replik dwóch ludowych kościółków, jeziora z posągiem Chrystusa , oraz drugiego kopca – kalwarii. [wizualizacja] Projekt wygrał konkurs, jednak okazał się zbyt kontrowersyjny i – w rezultacie – po długiej i burzliwej debacie publicznej, odstąpiono od jego realizacji na rzecz projektu mniej ekstrawaganckiego.
Więcej szczęścia miał Budzyński w Białymstoku, gdzie właśnie trwa budowa kompleksu Opery Podlaskiej według jego projektu. Złośliwi, niechętni estetyce architekta, twierdzą, że nie mogąc usypać kurhanu w Warszawie, przeniósł go na prowincję. W istocie – oba projekty wiele łączy. Po pierwsze: dominująca rola zieleni – prostą bryłę białostockiej opery przykryje trawa i bluszcz. Po drugie: harmonijne połączenie „ludzkiej” geometryczności takich elementów architektonicznych jak kolumnada, z organiczną falistością powierzchni „oddanych naturze” . Po trzecie, wreszcie: nagromadzenie odważnej symboliki – dla jednych zbyt eklektycznej, dla innych nieco zanadto ostentacyjnej. [wizualizacja]
Czy i tym razem architektura Budzyńskiego – jak w wypadku BUW, gmachu warszawskiego sądu, czy wreszcie Ursynowa – doprowadzi do „pozytywnych wspólnotowych zdarzeń”, które uczynią z Opery wizytówkę Białegostoku? I co ważniejsze – czy opera zrośnie się z miastem przynajmniej tak jak ze swoim trawiastym dachem? Zobaczymy – pierwsza premiera planowana jest na koniec 2008 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz